Taki niefart, że aż mi się z tego śmiać chce :) O całkowitym zaćmieniu księżyca trąbili w mediach od paru tygodni, ale niezbyt mnie to ruszało. Popatrzyć – owszem, ale paradować ze statywem? Nieee…
Wieczorkiem, tak w okolicach godziny 21:00, wylazłem na balkon obczaić zaplanowany na tę porę początek zaawansowanej fazy zaćmienia naszego naturalnego satelity. Spojrzałem do góry i stwierdziłem nie tyle zaćmienie księżyca, co całego wszechświata. Pieprzone chmury.
Wróciłem przed komputer przygotowywać dyplomy dla dzieciaków z grup tanecznych ARA. Po 23 znowu poszedłem na balkon i… czyściutkie niebo, a księżyca prawie nie widać – zaćmiony! Nagapiłem się więc i wróciłem przed monitor, ale wewnątrz mnie coś się tłukło. Z jednej strony nie zamierzałem robić zdjęć księżycowi, z drugiej zaś coś we mnie takich zdjęć chciało. Tylko, że mi się nie chciało, bo zdążyłem się już przełączyć w tryb wieczornego leniuchowania.
W końcu, chyba bardziej dla świętego spokoju, wyjąłem z szafy pokrowiec, a z niego statyw. Polazłem z nim na balkon, rozstawiłem go i wróciłem do pokoju po aparat. Po drodze włączyłem go i… w tył zwrot, bo nie ruszy – akumulator rozładowany. Padł sam z siebie, gdzieś między niedzielą a dzisiaj. Zamiennik. Oryginał padł w sobotę na weselu i jeszcze go nie naładowałem.
Ale oryginał nie zdechł całkiem, więc włożyłem go do aparatu i zadziałało. Przetransportowałem się więc na balkon, aparat osadziłem na statywie, MF i nieskończoność (o dziwo musiałem skorygować, bo ostrość trafiła gdzieś hen za księżycem), następnie pomiar światła, tryb M i ustawienia na „zdaje mi się”.
Ustawienia ekspozycji (dotyczy zdjęcia powyżej, może komuś kiedyś się przyda)
ISO-200, f/5,6, 1s i dało to ekspozycję na poziomie -2,7 do -3 EV. Lustro w górę i „pstryk”. Sprawdziłem rezultat – histogram – delikatny przepał i chyba ostrość nie teges… No to jeszcze raz – korekta ustawień, coby dobrze było: przysłona na 8, czas 2s, po czym jeszcze przełączyłem tryb ostrzenia na AF+ręczna korekta i zanim zatwierdziłem zmiany „OK”, na wyświetlaczu pojawił się komunikat.
Ten sam komunikat, który zawrócił mnie z pierwszego kursu na balkon z aparatem w łapie. BY TO SZLAG!!! Prądu nie ma, zdjęć nie będzie. Mogłem posłuchać wieczornego lenia, który kazał mi na dupie siedzieć i darować sobie zdjęcia zaćmienia księżyca, które i tak wielu będzie robić. Cóż, przynajmniej to jedno mam na pamiątkę :)
+ za to iż ci się jednak chciało.
Musiałem ;)
Cholera, zapomniałem! Chociaż tobie się udało he he.
Fajnie wiedzieć, z jakimi ustawieniami to zaćmienie dało się zrobić. A zdjęcie wydaje się OK a jak na jedyny strzał to nie ma się czego przyczepić. To byle do grudnia ;-)
U nas całkiem dobrze było widać – przynajmniej od połowy (jak zerknąłem za okno) i też jakoś nie zebrałem się do robienia zdjęć :)
Też chciałem sam moment całkowitego zaćmienia fotografować, ale te same chmury przysłoniły mi “łysego”. A po 23 już 2/3 bylo odsłonięte :( ale fotka wyszła mi wybornie :)
Kto przegapił albo jeszcze raz chce popatrzyć na zacmienie niech sobie wejdzie na stronę główną Google i tam suwaczkiem pozasłania księżyc do woli ;) I nawet aparatu nie trzeba bo wystarczy przycisk “PrintScren” na klawiaturze ;)
Marcin, wstąp na mojego bloga – zapraszam do oglądnięcia “łysego” :)
@[b]Raf[/b], a myślałem, że tylko ja (z grona tu zgromadzonego) się tym suwaczkiem tak bawiłem ;)
@[b]Dariusz[/b], rzeczywiście świetnie Ci siadło :)
Super efekt :)