Najpierw lista gości, a następnie szukanie dla nich lokalu, albo najpierw wymarzony lokal, a później lista gości, którzy go wypełnią. Można i tak i tak, ale tak czy inaczej trzeba ich wszystkich zaprosić. Przecież się nie domyślą (przynajmniej nie wszyscy), że to właśnie ich chcemy TEGO dnia mieć przy sobie i to właśnie z nimi świętować.
No to pyk: lista gości jest i jedziemy dalej z koksem. To znaczy z zaproszeniami. O zaproszenia na ślub według własnego pomysłu już pisaliśmy (link), natomiast w tym wpisie będzie o ich kolportażu :) Osobiście? Pocztą? Przez kogoś? Przez telefon? Mailowo?
OSOBIŚCIE!
Tylko i wyłącznie. Osobiście i innej opcji nie ma. Chcecie, aby ktoś się do Was fatygował? No to sami się do niego pofatygujcie. A nie jakieś zapraszanie przez telefon bez ruszenia czterech liter z domu, bo w rewanżu i on Wam przez telefon życzenia złoży – też bez ruszenia dupy z domu.
No dobra, żart :) Doskonale wiemy, że różne relacje między ludźmi panują, w różnych – często bardzo odległych – miejscach bliscy od siebie mieszkają, więc nie zawsze da się każdego osobiście odwiedzić albo zgrać się z każdym w czasie tak, aby do spotkania mogło dojść. Wielu to rozumie i szczerze ucieszy się z zaproszenia przesłanego pocztą, do tego uzupełnionego rozmową telefoniczną. Ale najlepiej jednak
OSOBIŚCIE!
I to tych, z którymi spotykamy się najrzadziej. Dzięki takim osobistym odwiedzinom u bliskich, z którymi rzadko się widujemy albo nie widzieliśmy się od lat, nadrobimy – przynajmniej częściowo – braki w osobistych kontaktach. To po pierwsze.
Po drugie nie będziemy musieli swojej nowopoślubionej połówce tłumaczyć w trakcie wesela, co to za wujek i czyje jest to dziecko, ponieważ podczas wizyty związanej z zapraszaniem nasz przyszły mąż/nasza przyszła żona będzie mieć okazję do poznawania naszych krewnych i przyjaciół, których wcześniej nie miał/a okazji osobiście poznać.
I wreszcie po trzecie, sami nie będziemy zadawać sobie i rodzicom pytania kto z naszej listy gości jest kim :) Bo i takie sytuacje mogą się zdarzyć.
– Misiu, to chyba Twoja ciotka… Od strony mamy, taty?
– Taaak? Nie wiem kto to, myślałem, że to od Ciebie…
– Yyy… Weź zobacz gdzie siedzi. Zerkniemy na winietkę.
Podsumowując: zachęcamy do osobistego zaproszenia każdego, kogo tylko się da. Jest to czasochłonne, jest to wymagające i wiąże się z kosztami (paliwo), ale zdecydowanie warto! W dniu ślubu zna się wszystkich, nie ma pytań kto jest kim, wiadomo też, z kim o czym można pogadać, a stojąc i przyjmując życzenia można do każdego uśmiechnąć się szczerze i pomyśleć “fajnie, Cię znów widzieć”.
PS. Podczas takich wypraw do znajomych można przeżyć przygody i nałapać wspomnień, do których chętnie będziecie wracać. Może i my coś na tym blogu powspominamy, bo jest co… ;)