Mięso śmierdzi. Czas na wegetarianizm?

Mięso… ale czy aby na pewno? Bacząc na zawartość mięsa w mięsie trafniej będzie powiedzieć: wyroby udające mięso śmierdzą. Nie dotyczy to ryb „przemysłowych”, czyli tych, których hodowli przyświecają trzy kluczowe hasła: szybko, tanio, dużo.

Wędliny śmierdzą mi od dawna. Raz nawet kłóciłem się w sklepie o wędlinę, która po dwóch dniach przechowywania w lodówce najzwyczajniej w świecie wzięła i zaczęła sobie śmierdzieć. Po czterech dniach między plastrami pojawiła się biała, lepka, nieco przypominająca smalec, maź. Nie muszę chyba dodawać, że śmierdziało jeszcze bardziej.

Nie trzeba się specjalnie wysilać, aby znaleźć informacje o przysłowiowej zawartości cukru w cukrze. Wszystkie produkty są mocno chrzczone i dlatego są, jakie są. Na rasowe, prawdziwe, mało kogo byłoby dziś stać – przynajmniej przy obecnie rozplanowanym domowym budżecie.

Wyrobów mięsnych nie faszeruje się chemią i wypełniaczami przy parzeniu/wędzeniu/gotowaniu, ale już surowiznę pompuje się ile wlezie. Zwierzęta żyją na coraz mniejszej powierzchni i rosną coraz szybciej, a wyrobów z każdego z nich ważą kilka razy więcej, niż samo zwierzę.

Pieczywa bez chemii też się już nie da wypiekać. Ekstrakt z chmielu tani nie jest, to jakim cudem pół litra piwa kosztuje półtora złotego? Bo to tzw. piwo nie jest piwem, a kolorek i goryczkę zawdzięcza zamiennikowi, którym jest sproszkowana żółć cielęca. No to bania, za zdrowie byczka!

Dziś na obiad miałem rybę. Leżał sobie na patelni taki wielki filet w panierce, a ja taki głodny byłem… Oderwałem kawałeczek mięska z najgrubszej strony i hamując ślinotok wpakowałem go sobie do ust. Słowo daję: myślałem, że się na miejscu porzygam! To nie była ryba! Wiecie co to było? Bo ja nie wiem. Ale powiem Wam, jak smakowało.

Smakowało, jak bułka zwykła zamoczona w ścieku. Właśnie tak! Śmierdziało ściekiem – nie rybą. Smakowało ściekiem – nie rybą. Jedynie z wyglądu przypominało rybę. I co na to kościół katolicki? Dalej w posty jeść można jedynie ryby? Przecież to taki sam syf, jak każde inne mięsiwo. No, chyba że kler wsuwa szyneczki po 40 zł za kg, rybki po 50 zł itd. to rzeczywiście ma prawo nie poczuć tego, że rybę i wszystko inne więcej ze sobą łączy, niż dzieli. Zrazówkę i schab dworski da się jeszcze jeść w czasie późniejszym, niż kwadrans po zakupie. Ale najgorsza jest ta polędwica sopocka…

Gdy po wioskach świnie biją i przerabiają na własne potrzeby, to wychodzi im zdecydowanie drożej, niż gdyby kupowali gotowe w sklepach. Powód? Zawartość mięsa w końcowym produkcie. Prawdziwa, nie chrzczona wędlina tak łatwo nie zgnije. Swojska kiełbasa miesiącami może sobie wisieć i najwyżej sucha się zrobi, ale ani nie spleśnieje, ani nie zaśmierdnie się. A byle wędlinka za paręnaście złotych za kilogram tygodnia w lodówce nie wytrzyma. Ludzie jednak kupują, bo lepiej dać w sklepie 12 zł za kilo sztucznej wiejskiej, niż 25 zł za kilogram prawdziwej. W tych 12 złotych dodatkowo zawarte są podatki i marże, a w 25 zł najwyżej wliczona jest drobna kwota tytułem ściepy na dobrą flaszkę dla masarza :)

Wygląda na to, że trza samodzielnie piwko warzyć, bimber pędzić, hodować świnki i na rybki od czasu do czasu wyskakiwać,bo w sklepach coraz trudniej o prawdziwy produkt. Alternatywnie można zostać wegetarianinem i częściowym abstynentem, ale ja nie mam tego we krwi.

O “badaniach” nad zawartością cukru w cukrze ;)
Subskrybcja
Powiadom o
guest

20 komentarzy
Wbudowane komentarze zwrotne
Pokaż wszystkie komentarze
SpeX

Jednak z mięsie liczy się dobra masarnia. Bo osobiście nie raz się już przejechałem na wędlinie z pobliskiego Lewiatana.
Od dłuższego czasu staram się kupować tylko w sklepach firmowych [url=www.szubryt.pl/]Szubryt[/url]. Ale z tego co widzę to tylko małopolska, no chyba iż po wędliny będziesz jeździł do Tarnowa. Ale przy jakieś okazji proponuję spróbować.

Co do ryb, jakoś nie przepadam. Kawałek karpia w wigilie, od okazji padnę. A przede wszystkim tuńczyki w tuńczyki. A co do pand, jak się je kupuje to w nich jest więcej lodu niż ryby.

Jurgi

No to zupełnie jak jak się przejechałem na „sokach”:
http://my.opera.com/Jurgi/blog/jaki-procent-soku-w-soku

przemo

Moje ulubione od zawsze kurczaki i indyki okazały się być nastrzykiwane szkodliwymi hormonami, które przyspieszają przyrost wagi. O ilości szynki w szynce już nie wspomnę, bo powszechnie wiadomo, że kiedy szynka “płacze” to tylko dlatego, że pełna jest sztucznego wypełniacza. Od około roku mięsa zupełnie już nie jadam, tylko że z psuciem się warzyw jest ten sam problem: pomidory z hipermarketu po dwóch dniach pleśnieją albo zamieniają się w papę itp. Zostaje kupowanie na placach i straganach. To się nazywa dziki kapitalizm. Z niechęcią patrzymy na państwa komunistyczne czy totalitarne uważając swój piękny ustrój za najlepszy, ale tak nie jest.… Czytaj więcej »

Yagbu

Nie mów takich rzeczy, bo mięcho jeszcze bardziej mi obrzydnie ;).

Swoją drogą, byłem w wakacje na wyjeździe. Niezła wiocha, ale szyneczki, kiełbaski, wszystko tak pachniało, że można było wcinać i wcinać. Gdy wróciłem z powrotem na Śląsk, od razu przesiadłem się na wszelkiego rodzaju sery. Mięsa tutaj nie da się jeść. Zgadzam się z Tobą!

Co do ryb, to polecam makrele, jakieś szprotki, śledzie, pasty z łososia. Dobre są ;)

Dex

Dawno już się przekonałem, że jak chce szynkę to płacę 40-50zł za kilo i mam prawdziwą 100% szynkę. A jak chcę gniota to płacę 20 zł i jem mięso z zawartością miesa w mięsie około 50%. Oszczędność może dla portfela ale nie dla żołądka. Co tanie to drogie!

Piwosz

Jak się takiego swojskiego piwa spróbuje, to już się “fabrycznego” do ust nie chce wziąć. W Polsce obecnie 95 procent produkcji należy do światowych koncernów, które poprzez różne rozcieńczenia bazowego półproduktu tworzą różne marki. Do prawdziwego piwa ma się to nijak. Podobnie z mięsem. Jeśli masarnia tworzy wyroby na większą skalę (czyli prawie każda) to używane są maszyny do nastrzykiwania mięsa. Nie wędzi się wyrobów jak dawniej w dymie, tylko chemicznie. Kolor i smak nie pochodzą z produktu, ale z barwników i dodatków zapachowych. Przy większym spożyciu odbija się to na zdrowiu konsumenta, ale zysk ponad wszystko. Trzeba być konkurencyjnym,… Czytaj więcej »

Mateusz

Co prawda to prawda.
Mam takie ironiczne pytanie: czy wg. kościoła można jeść dzisiejsze parówki w piątek?

kościelny

@ Mateusz

Jeśli traktować je jako mięso, to nie ;)

Ebro

Nie ma co się dziwić, dzisiaj wszystko kręci się wokół pieniądza, a co jeśli takie wędliny, czy inne produkty się nie sprzedadzą?
Sprzedadzą się jutro (;

Halszczak

Kurczaki, fakt szprycowane czym się da, z przewagą antybiotyków, coby nie chorowały w ścisku, ale jeść coś trzeba, dlatego kupuję całe, a potem “rozbieram” na części. Wychodzą 2 nóżki, 2 skrzydełka, filecik i “truposzczyk” na zupkę. Mięsko, owszem, ale w miarę świeże (czytaj nie z hiprmarketu), kupowane w malutkiej masarni (też nie mam pewności co to jest). Później własna obróbka, czyli macerowanie (najlepiej ze 2 dni) we własnoręcznie przygotowanej zalewie, a potem pieczenie, lub wędzenie. Minusem jest to, że z kilograma szynki wychodzi mniej więcej 50-60 deko wędliny, to samo z kiełbasami, ale jak się taką kiełbaskę na stryszku powiesi,… Czytaj więcej »

Piwosz

@ Halszczak

Z kurczakiem też robię wg tego schematu. Zawsze to taniej wychodzi niż kupować każdą część z osobna.

Najgorzej jest jak kurczaki są karmione paszami. Nie wiem co w nich jest, ale kurczaki “pachną” rybą.

Podobnie jajka. Co z tego, że żółtko jest prawie czerwone (przez dodatek do paszy) jak zajeżdża rybą?

Halszczak

Zajeżdża rybą, bo je karmią mączką rybną, albo kostną (mniej więcej na to samo z zapachem wychodzi), a żółtka są czerwone bo dowalają kurom do paszy karotenu. Najlepsi są hodowcy, którzy sprzedają “zielone” jajka, znaczy kury łażą po łące i żrą trawę, tylko skąd facet bierze ponad 1000 jaj tygodniowo, skoro ma 200 kur? Gwoli wyjaśnienia, jedna kura (chów naturalny, czyli łazi po podwórku i sra gdzie popadnie) daje 1 jako dziennie. Wiem bo miałem kiedyś 5 kur, ale mnie owo sranie wnerwiło i przerobiłem ptaszyska na rosół :D

CoSTa

Problem w tym, że przeskoczysz na roślinki a tu się okazuje, że gówna w nich jeszcze więcej, niż w mięsie. Been there, done that…

Nie ma już niewspomaganego żarcia. Po prostu wszystko, co się do koszyka (a nie daj boże wózka) pakuje jest wyrobem żywieniowopodobnym. Jeden dzień na wsi mojej babki unaocznia mi to w pełnej rozciągłości. Niestety odkąd wieś stała się zakładem przemysłowym jak każdy inny, można o sensownej żywności zapomnieć. Niedobitki w stylu ogórdka mojej babki to już agonia naturalnego żarcia.

Piwosz
Adam Duma

A ja nie jadłem mięsa 5 lat i sobie na warzywach przytyłem. Jak człowiek nie spożywa mięsa to czuje się “lżejszy”, żywszy. Soja daje radę.

Teraz jem trochę ryb. Ale staram się unikać wędlin. Polecam wszystkim jedynie te, które są suche (kiełbasy) i te które wyglądają jak mięsień. Nie opychajcie się tanimi bublami, lepiej zjeść mniej a bardziej zdrowo. Te wszystkie szyneczki delikatne są nafaszerowane substancjami rakotwórczymi i lepiej nie jeść ich częściej niż 2 razy w tygodniu.

margeta

Najzdrowsze są produkty jak najmniej przetworzone, najlepiej z eko upraw.Jeżeli chcesz skorzystać z przepisów wegańskich zapraszam do mnie: http://weganskie.blogspot.com/
a jeżeli interesują Cię tematy o zdrowiu i właściwym odżywianiu również zapraszam
http://zdrowy-styl-zycia.blogspot.com/
podoba mi się u Ciebie, będę częstym gościem.

Arni

Reklama i marketing bierze górę nad jakimkolwiek rozsądkiem kupujących, bowiem ktoś tą kiełbasę op 6zł za kilo z Auchana jeść musi, bo inaczej by jej tam nie było.
Tylko ile mięsa w takiej kiełbasie…?

Hołek

No nie jest dobrze jeśli chodzi o jakość wędlin. Ale przecież ludzie jedzą to, co jeść chcą. Jak ktoś chce mieć iPoda, komputer, telewizor wielkości szafy i całą stertę innych gadżetów, to z czegoś musi zrezygnować – nawet jeśli żyje na kredyt. A najłatwiej rezygnuje się z tego, czego nie widać. Na przykład z mięsa w mięsie.
A skoro tak myśli większość tzw. społeczeństwa, to nikt idąc do marketu – przeznaczonego przecież dla mas, a nie dla jednostek myślących – nie powinien oczekiwać smaku tylko niskiej ceny.

Dziki Dzik

Co prawda to prawda. Mój ojciec sam robi wędliny, z kupionego mięsa więc to na pewno nie to samo jakby samemu wyhodować alee… różnica jest kolosalna..Po prostu czuć mięso a to co w sklepie jakieś takie plastikowe.

Prac

Co prawda ryby w rybie jest mało ale na smakującą ściekiem nie trafiłem. Proponuje kupić żywą, karpika i utłuc samemu ;)