Przesyłka listowa z zadeklarowaną wartością

Jeśli misja dostarczenia wysłanego przeze mnie w czwartek listu poleconego z zadeklarowaną wartością zostanie przez Pocztę Polską wypełniona bez zarzutu, to niniejszym ogłaszam, iż zostanę fanem ww. usługi, zwanej też poleconym ubezpieczonym. Zamiast dopłacać za naklejkę „Prioritaire”, dopłacał będę za cztery śmieszne, zgięte nalepki, z których na każdą przypada po dwa stemple pocztowe i za ten śliczny, czerwony druczek, na którym jest kod kreskowy i samodzielnie mogę zaznaczyć, że ma być prioritaire. Nosz, ujęła mnie ta opcja z zadeklarowaną wartością listu poleconego!

ubezpieczony list polecony, przesyłka listowa z zadeklarowaną wartością - druczek
Druczek (kopia), jaki należy wypełnić, by wysłać list polecony z zadeklarowaną wartością

Zdjęcia oblepionej i ostemplowanej koperty nie posiadam, bo do głowy by mi nie przyszło, że tak to w praktyce wygląda i że taki z tego będę miał ubaw :) Opowiem więc, jak to było.

W trybie pilnym przyszło mi wysłać wartościową rzecz na drugi koniec Polski – do Gdyni. Nie miałem na tyle czasu, by przesyłkę nadać InPostem, przez co postanowiłem skorzystać z usług pocztowego molocha, którego placówkę mam tuż pod nosem. Stwierdziłem przy tym, że terminowo i tak na to samo wyjdzie, bo InPostem do Trójmiasta już raz słałem i dotarło na trzeci dzień roboczy, a jeśli pocztowy polecony puszczę w czwartek, to przez weekend leciał sobie będzie i na czwarty dzień powinien dotrzeć do adresata.

Rzecz cenną słałem, jak już wspomniałem, a że o Poczcie Polskiej różne rzeczy się słyszy, zdecydowałem się ubezpieczyć przesyłkę. A nuż, w razie (odpukać) problemów, łatwiej będzie mi się kłócić o odszkodowanie; ponadto standardowo listy polecone ubezpieczane są chyba do stu złotych (nie sprawdziłem tego). Tak czy owak zdecydowałem się swój polecony priorytet dodatkowo ubezpieczyć – czego nigdy wcześniej nie robiłem :)Poprosiłem okienkową panią pocztową o kopertę z bąbelkami, wziąłem druczek na polecony, zaadresowałem, dopisałem nadawcę i podszedłem do okienka, do którego – o dziwo – kolejki nie było. Pani list i formularzyk z rąk moich wzięła i gdy brutto ważyła, stwierdziłem na głos, że list ubezpieczę. Na te słowa padła odpowiedź:

    – no to będzie inny blankiecik

I wręczyła mi wielowarstwowe, samokopiujące się do wypełnienia, a ja jeszcze zapytałem o cenę ubezpieczenia

    – złotówka za każde zadeklarowane 50 zł

W to mi graj, pasuje! Nie odchodząc od okienka wypełniłem czerwony druczek, podałem go pani, a pani w zamian podała mi moją kopertę i wskazując na miejsce ponad adresem odbiorcy kazała napisać kwotę, czyli moje 150 zł. Trochę zdziwiony nagryzmoliłem (nie lubię pisać po bąbelkach) 150 zł i z powrotem wsunąłem do okienka. Koperta jednak od razu do mnie wróciła, a ja usłyszałem „jeszcze słownie”. Poprawiłem.

Pani list wzięła, a ja, gotów wprowadzać kolejne poprawki, bacznie obserwowałem, co ona z tym listem robi. A robiła to:

  • zważyła – standard
  • brzegi listu okleiła znaczkami „Poczta Polska 2006” w taki sposób, aby każdy ze znaczków, zgięty wpół, widoczny był po obydwu stronach koperty. Ta operacja wywołała mój uśmiech, bo pomyślałem sobie „pic na wodę,co za problem na innej poczcie nakleić nowe znaczki?”
  • po klejeniu znaczków przyszła pora na ich ostemplowanie: każdy znaczek z dwóch swoich stron został opieczętowany stemplem urzędu, w którym ta ceremonia się odbywała. Dobra to opcja zabezpieczenia stempli, ale mimo takie stwierdzenia jeszcze większa dopadła mnie śmiechawka – może to ta śmiertelna powaga pani okienkowej skontrastowana z czerwonym od duszonego śmiechu mną? :)
  • gdy znaczki zabezpieczające brzegi koperty zostały zabezpieczone, pani wyjęła specjalny przyrząd, na pierwszy rzut oka przypominający piłkę do metalu (taką na brzeszczot). Okazało się, że jest to jakiś rodzaj miarki gabarytu, na oko odpowiadający otworowi skrzynki euro, jaka wisi u mnie na klatce. Dla ciekawskich napiszę, że po kosztach wysyłki trudno wydumać, do jakiej kategorii zakwalifikował się mój list, bo cena za gabaryt A i gabaryt B jest ta sama, ale tajemnicze A wpisane przez panią w formularz nadania sugeruje, że to właśnie taki rozmiar. Pewnie tak, choć wracając do skrzynek euro, wpychać ten list do takiej trzeba by trochę na siłę – ryzykując bąbelkami.
  • jedna z kopii czerwonego formularza powędrowała do mnie, co było sygnałem, że list został pomyślnie nadany

No i ciekaw jestem, kiedy do tej Gdyni dotrze. Jeśli – co na wstępie wspomniałem – poczta nie da ciała – to co któryś z ważniejszych listów słał będę przesyłką listową poleconą z zadeklarowaną wartością. Złotówka in plus mnie nie zbawi, a frajdę przynajmniej będę miał. W końcu nie takie kwoty wydaję na inne przyjemności, dlaczego więc nie pobawić się z pocztą w zabezpieczanie przesyłki przed nią samą? ;)

Subskrybcja
Powiadom o
guest

3 komentarzy
Wbudowane komentarze zwrotne
Pokaż wszystkie komentarze
SpeX

Z tego co wiem to gabaryty wprost nie odnoszą się do euro-skrzynek, bo coś co idzie już B tez może wejść do euro-skrzynki.

Gabaryt O: mniejsze niż 90×140 mm (pocztówki?)
Gabaryt A: 20x325x230 mm
Gabaryt B: większe od A, lub suma boków większa od 900mm

A według ustawy, wysokość dziurki na pocztę ma się mieścić między 20-40mm.

Tak więc jeśli coś będzie gabarytem B z np 30mm grubości też może wejść do euro-skrzynki.

W sumie pośrednio jest, bo A się na pewno zmieści, a z B nie wiadomo.

Zielkq

Z Pocztą Polską zawsze są jakieś ‘zabawy’. Pamiętam, jak do skrzynki pocztowej (jeszcze czasy ‘nie-euroskrzynek’) listonosz włożył mi przesyłkę (dokładnie była to książka). Tylko ów listonosz nie przemyślał faktu, że wielkość tej paczki-książki jest niemalże identyczna z otworem skrzynki, do której miał on dostęp (specjalnym kluczem otwierał sobie całą skrzynkę, na którą składało się chyba 10 mieszkań i tak wkładał pocztę). Efekt? Listonosz szczęśliwy, bo paczkę w skrzynce zostawił, a ja się dwa dni męczyłem, żeby tego listonosza znaleźć, bo otwór, przez który ja mogłem pocztę z tejże skrzynki wyjąć, był mniejszy, niż ten, do którego miał dostęp listonosz i… Czytaj więcej »

szuman

@[b]SpeX[/b], tak czy siak ta miarka “na oko” miała podobny rozmiar, co dziura w skrzynce, a że nie znam się na pocztowych niuansach… ;)

@[b]Zielkq[/b], cóż, podobną historię ze starą skrzynką miałem :) Listonosz wielką kopertę upchał w takiej skrzynce, zaginając ją w taki sposób, że widać ją było w sąsiedniej przegródce :) Szczęście, że listonosz był dobrym kolega mojego ojca – wystarczył telefon i nazajutrz list ten trafił do rąk własnych.