Na sprzątanie wzięło mnie wczoraj :) Wygrałem los w postaci wolnego całego przedpołudnia, które postanowiłem wykorzystać na coś pożytecznego. Od dawna moje stanowisko pracy i jego okolice prosiły się o generalne sprzątanie: kurz skrzypiał, a dorodne roztocza wkroczyły już w wiek starczy.
Przyrządziłem sobie zabójczy dlań roztwór z kilku płynów do zapewniania czystości i świeżości w: biurach, łazienkach, w szafkach i za oknami. Mikstura nabrała koloru szaro turkusowo różnego, a jak pachniała! HA! Pachniała cudownie, bo był to zapach czystości :)
Mebelek zacząłem myć od góry; kurzu było tyle, że po jednym przetarciu musiałem płukać myjkę. Powolutku ubywało tej warstewki alergonośnego pyłu, aż w końcu doszedłem to jednej z szafek: „zamykana, to do środka nie powinno się nakurzyć”. Postanowiłem jednak tę teorię zweryfikować, otwierając szafkę i zaglądając do środka. Syyyyffff! Wywaliłem wszystko ze środka, pozbyłem się kurzu i wziąłem się za odkładanie na miejsce zawartości tejże szafki. Przedmiot po przedmiocie przecierałem to wszystko: jakaś zapalniczka, parę pudełek, puszki ze śrubkami, rolka spoiwa lutowniczego, kilka starych telefonów, kaseta video… na jej widok zamarłem.
Oryginalna kaseta z kultowymi kreskówkami Hanny-Barbery część dziesiąta, którą dostałem na swoje szóste urodziny!!! Pamiętam…
Piszczałem ze szczęścia na jej widok i choć wtedy nie było jeszcze w naszym domu nawet najzwyklejszego odtwarzacza video, to ta kaseta była dla mnie niewypowiedzianą obietnicą rychłego pojawienia się sprzętu, na którym te bajki będę mógł konsumować!!! To pudełko z okładką i dwiema rolkami taśmy sprawiło, że przez moment byłem najszczęśliwszym dzieckiem na świecie! Równe dwadzieścia lat temu…Tę kasetę traktowałem jak jakieś trofeum. Wśród miśków ułożonych na górnej półce półkotapczanu, moja “Hanna-Barbera 10” zajmowała honorowe miejsce. Często brałem ją w swoje dziecięce dłonie i, literka po literce, rozszyfrowując nieznane sobie wyrazy składające się na tytuły bajek, wyobrażałem sobie, o czym one mogą być.
Niedługo później – wydaje mi się, że mogły to być ostatki lub Andrzejki 1989 roku – wybraliśmy się całą rodzinką do znajomych moich rodziców. Mieli oni dzieciaki w moim wieku, poza tym, były tam też inne małżeństwa – również ze swoimi pociechami. Słowem: rodzice mieli swoją imprezkę, a dzieci, w pokoju obok, swoją. W obie strony jechaliśmy tę samą taksówką – szarym polonezem. Wiózł nas jakiś znajomy ojca, który za czasów stanu wojennego, jeszcze Fiatem 125p, woził go wieczorami, że jakby co, to właśnie do domu wracają.
Gospodarze wspomnianej imprezy mieli dzieci i… magnetowid! Rodzice pozwolili mi zabrać ze sobą moją najwspanialszą pod słońcem kasetę VHS, z najlepszymi na świecie bajkami, których… nie znałem. Ale były najlepsze, bo był moje! Podobnie, jak mój tato, który był najsilniejszy i najmądrzejszy na świecie, moja mama, która najlepiej gotowała i żadna z innych mam nie mogła się z nią równać urodą, a mój brat… mój brat był najgłupszym bratem, jaki komukolwiek się przytrafił – tak strasznie głupim, że chyba bym się zabił, gdyby mi go zabrali. Oni wszyscy byli NAJ, bo byli moi. I moja kaseta też była naj.
W jednym pokoju imprezka, a w drugim dzieciaki w morzu rozmaitych zabawek. Pamiętam, jak co jakiś czas nieśmiało zaglądałem do pokoju dorosłych, aby przypomnieć rodzicom, że jestem, a razem ze mną jest moja niewypowiedziana prośba. Za którymś razem załapali i poprosili gospodarza o zapuszczenie mojej kasety. Byłem w niebie i czułem się taki strasznie ważny: to moją własną kasetę za chwilę wszyscy będą oglądać!
Miało być tak pięknie, a wyszło znacznie gorzej… Wszystkie dzieci (na moje oko 5-8 sztuk) w skupieniu wpatrywały się w ekran. No, prawie wszystkie…
Starsza z córek gospodarza, na początku każdej z bajek, widząc jej bohaterów, głośno komentowała:
– A, tę bajkę już widziałam.
Jej młodsza siostra, co niewiele wcześniej chodzić zaczęła, łaziła cały czas, gaworzyła, płakała, cudowała i sam już nie wiem, co jeszcze wyprawiała, ale… ona i jej starsza siostra skutecznie zakłócały mój wieczór. Tak strasznie mnie wkurwiały, że ryczeć mi się chciało!!! To miał być mój wielki wieczór, a te dwie mendy skutecznie mi go zepsuły…
Niedługo po tym ojciec pożyczył od sąsiada na kilka dni magnetowid, a w kilka miesięcy później przytaszczył z Pewexu funkiel nowy marki GoldStar :) Byłem panem i władcą – mogłem oglądać swoją bajkę sam, jak też mogłem zapraszać inne dzieciaki i czuć się jak ta gówniara z imprezy, co to niby wszystko już widziała. A nie widziała, bo moja bajka była najnowsza, a oni mieli z tej serii starsze – bodajże tylko do części ósmej.
Ta kaseta była też niezłą walutą: swoim oryginałem w pudełku i z okładką wymieniałem się z innymi dzieciakami za ich piraty. Ja im pożyczałem moją jedną, a oni mi po dwie albo nawet trzy przegrywane, których wówczas pełno było na targowiskach. Moja własna kolekcja kaset z bajkami również powiększała się o te straganowe w opakowaniu z tektury, ale te już nie były tak do końca moje – współwłaścicielem ich był mój młodszy brat. Moja Hanna-Barbera 10 na zawsze pozostała moją. A minęło już dwadzieścia lat. I tydzień.
Wiecie, co w tym znalezisku jest wspaniałego? Pudełko w środku nadal pachnie tak samo!
Takie znaleziska zawsze skłaniają mnie do refleksji nad dzisiejszym rozbuchanym konsumpcjonizmem. Gdy nasze pokolenie było jeszcze dziećmi wystarczyło cokolwiek: kaseta video, modna kurtka, zabawka G.I Joe czy Żółw Ninja żeby się cieszyć a nawet szpanować wśród rówieśników. Dzisiaj dzieci są dosłownie zalewane przez konsumpcję i co gorsza, rodzice bardzo rzadko umieją je przed tym uchronić, sami nie posiadając takich doświadczeń. Wydaje mi się że nasze pokolenie jest o wiele mniej dotknięte tą plagą, w pewnym sensie uodpornione, bo dorastaliśmy w czasach gdy posiadanie czegokolwiek było czymś super. Dzisiaj ciężej jest szanować rzeczy gdy się ma ich za dużo a jeszcze… Czytaj więcej »
Nie podoba sie konsumpcjonizm to czemu z internetu korzystasz?
@[b]Przemo[/b], strach pomyśleć o tym, co nas czeka, gdy w końcu dorobimy się własnych dzieci. Sam konsumpcjonizm to jeden koniec kija. Drugim jest presja otoczenia i determinacja dzieciaków, by mieć wszystko, i więcej i lepsze.
Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem napisania wpisu o moich przygodach z komputerami w czasach dzieciństwa. I chyba właśnie Twój wpis sentymentalny mnie zmobilizował – w przyszłym tygodniu coś naskrobię :)
Mi takie znaleziska zawsze przypominają o tym jak szybko ucieka czas. Jeszcze nie tak dawno oglądało się bajki Hanna-Barbera, a teraz ogląda się … no może to zły przykład ;)
Hanna Barbera, przewijanie taśmy, wytężanie wzroku żeby zobaczyć coś na kopii z wypożyczalni, tak – to były czasy :)
Z tej serii posiadam pięć kaset, cz.5,6,7,8 i 10 Ja dostawałem je stopniowo jakoś w połowie 1990. Można było je kupić w księgarnii w sklepach audio-video.
Wspaniałe czasy, które już nie wrócą. Teraz do robienia współczesnej animacji, używają technologii cyfrowej, gdzie wszystko aż razi od tych sztucznych wyostrzonych barw.
Polaczki to maja talent do rozpierdalania, firma Polskie Nagrania juz nie istnieje. Brawo