Zraniony jeleń i zagadkowy sznurek (update)

Zraniony jeleń
Leżał nieruchomo, zjadały go muchy

Bez żadnej żonglerki własnymi wnioskami opowiem Wam, jak to w czwartek znalazłem rannego jelenia i próbowałem zorganizować mu pomoc. Pisze “ja”, ale powinno być “my” (czyt. ja i moje kochanie). Do rzeczy więc: w czwartek późnym popołudniem, w czasie, kiedy większość po ciężkim dniu pracy leży brzuchem do góry, wybraliśmy się na niedługi spacerek po okolicy. Wokoło drzewka, ziółka, trawa, kwiatki i inne chabazie (dla alergików istny czyściec nosów), a pośrodku my. Brzmi romantycznie i niekomputerowo, a to nie wszystko, bo mojej zachciało się bukietu polnych kwiatów. Trochę pośmierdującego rumianku (zaparzony pachnie milionkroć lepiej) no i bławatki, których tego dnia było jak na lekarstwo. Czekając, aż sobie tego fioletowego kwiecia nazrywa, rozglądałem się w poszukiwaniu nie_wiem_czego. Stałem sobie na ścieżce biegnącej powyżej poziomu otaczających mnie pól i w pewnym momencie wzrok mój zatrzymał się między przydrożnymi krzewem, a drzewem. Zobaczyłem brązową plamę sierści i wielkie, czarne oko. Na pierwszy rzut oka przypominało to wielką, końską głowę, ale tylko przez moment. Gdy podszedłem kilka kroków bliżej, ujrzałem nos, uszy, różki i mnóstwo much na dupie.Był to młody jeleń: duży jak dorosły, ale swym około 20-to centymetrowym porożem poszpanować jeszcze nie mógł ;) Leżał sobie w tej trawie nieruchomo, głowę odwróconą miał za siebie i na trupa nie wyglądał tylko dzięki temu, że łeb trzymał wysoko. Sprawiał wrażenie chorego: jedyną jego reakcją na nasze głosy i bliskość były powolne ruchy gałek ocznych. Nie podchodziliśmy do niego zbyt blisko (1,5 metra), bo to jednak dzikie zwierzę i cholera jedna wie, czy jakiejś wścieklizny bydlę nie nosi. Podszedłem go od strony pola i zauważyłem, że w rogach ma zaplątany lniany sznurek. Pytanie: skąd się ten sznurek tam wziął?

Zraniony jeleń
Wyrwanej łapy nie widać, bo siedzi na niej. Rany też nie było widać.

Potrzebny był telefon, by zadzwonić po kogoś, kto się tym rogaczem zajmie. Nie wiadomo w końcu, czy to wściekłe, czy może w jakieś wnyki złapane… Komórki zostawiliśmy w domu…. Bez pośpiechu wracaliśmy, by dać mu czas: jeśli jest chory i potrzebuje pomocy, to będzie tam bez względu na to, czy wrócimy do niego za kwadrans, godzinę czy też dwie. A jeśli jest zdrów, to może sobie pójdzie.
Po domowej naradzie z rodzicami ułożyliśmy następujący plan: we dwoje wrócimy do jelenia i jeśli ten tam będzie, to dzwonimy po pomoc. Wróciliśmy więc do naszego rogatego znaleziska, a ono na nas czekało. W nieco zmienionej pozie, co prawda, bo z łbem skierowanym w inną stronę, ale czekało – dokładnie w tym samym miejscu. Pstryknęliśmy mu trzy fotki i wróciliśmy do domu, by wezwać pomoc.

No właśnie: pomoc… Miło brzmi i zalatuje ulgą, ale co się pod tym magicznym słowem kryje? Straż pożarna, pogotowie, policja, sołtys, nadleśnictwo, pogotowie weterynaryjne, CBA?

W czasie, kiedy moja z matką swoją, a moją teściową, rozkminiały, gdzie najlepiej dzwonić, ja googlowałem w poszukiwaniu opłacanych przez państwo służb weterynaryjnych. Gdzieś kiedyś coś mi się obiło o uszy o pogotowiu weterynaryjnym działającym przy jednej z jednostek samorządowych, ale nie znalazłem tego ani na stronach powiatu, ani gminy, ani miasta. Znalazłem za to namiary na inspektorów weterynaryjnych, ale po pobieżnej lekturze statusu ich działalności wywnioskowałem, że oni są od oceny czystości masarni, a nie od leczenia dzikiej zwierzyny.
Moje, zatroskane losem jelenia, kochanie wzięło się za telefoniczne szukanie jelenia, który za free pomoże temu naszemu.

  • W straży gminnej nikt nie odbierał – irytacja.
  • 997, streszczenie sprawy i prośba o jakąś sugestię – zjebka, że to nie ich działka i żeby dzwonić do nadleśnictwa.

Właśnie o drugą część policyjnej odpowiedzi nam chodziło (pierwszą mogli sobie darować…). Jednak w nadleśnictwie podobnie jak w Straży Gminnej, nikt nie odbierał. Nagle teściowa sobie przypomniała, że ma jakiegoś znajomego leśnika i on będzie wiedział, co w tej sytuacji począć. Pomysł niegłupi: teściowa przejęła więc słuchawkę, załatwiła numer do pana Marka, zadzwoniła doń i pogadała. Gość doradził, żeby do rana dać jeleniowi spokój. Jeśli nazajutrz zwierz nadal tam będzie, to wtedy można pomyśleć o ratowaniu go.

Tak w ogóle sorki za fatalną jakość zdjęcia – to zrobione podręcznym sprzętem do uwieczniania obrazów marki Nokia ;)

Gdy sprawa jelenia zaczynała nabierać barwy sprawy zamkniętej (przynajmniej czasowo), teściowie zapragnęli zobaczyć rogacza na własne oczy. Spoko, idziemy! Wyszło nas czworo, a dotarło troje: moja wróciła pilnować psa, który znalazł jakiś patent na uciekanie (patent już zneutralizowany ;)) i biegał za nami. Szliśmy skrótem przez jakieś chaszcze, a te nieco spowolniły teściową i ta na miejsce dotarła z niewielkim opóźnieniem.
Jeleń nadal leżał przy tym drzewie, ale już nie w tym samym miejscu. Przesunął się o jakiś metr od dotychczasowego legowiska i dzięki temu w prosty sposób dowiedzieliśmy się, co mu dolega. Tylną łapę miał zranioną tuż nad kolanem. Rana była spora, już zaschnięta i wyglądała na 2-3 dniową. Teścia również zaintrygował sznurek w rogach i chciał się temu przyjrzeć z bliska. Zrobił krok w kierunku jelenia i nachyliwszy się z wyciągniętą ręką spłoszył zwierzaka. Jeleń rzucił się do ucieczki i wtedy zobaczyliśmy, że jego obrażenia, to nie tylko widoczne skaleczenie, czy nawet złamanie.. Zwierzę, czołgając się, tylną łapę ciągnęło za sobą, a ta była wykręcona o ponad 90′ i trzymała się jedynie na skórze. Była wyrwana ze stawu biodrowego. Jeleń przeczołgał się nie więcej, niż 2 metry i padł. Żył, ale widać było, że jest skrajnie wycieńczony. Zostawiliśmy go tam w spokoju.

Nazajutrz poszedłem do niego, już go tam nie było. Z miejsca, w którym leżał, prowadził ślad w głąb łąki. Jeleń pewnie zdołał uciec, choć niewykluczone, że jakaś warcząca bestia z wielkimi zębiskami sama go tam zawlokła i zjadła.

Obrażenia łapy jelenia wskazywały na potrącenie przez samochód, ale… skąd ten sznurek?

Update wpisu
Jak słusznie zauważyła Marta w swoim komentarzu, bohaterem tego wpisu nie jest żaden jeleń, ale kozioł sarny. Jeleń to jeleń (jeleń + łania), zaś sarna to sarna (kozioł i koza) – teraz już wiem :)

Subskrybcja
Powiadom o
guest

9 komentarzy
Wbudowane komentarze zwrotne
Pokaż wszystkie komentarze
BoDeK

no no szuman niezły z Ciebie ratownik, pewnie nie jeden z nas by się tym zbytnio nie przejął, szkoda tylko że nikt mu nie pomógł od razu no ale tak to już jest w tym kraju i z naszymi służbami.
A sznurek pewnie wziął się z ludzkiej głupoty albo ktoś polował na tą albo inną zwierzynę w celu wypchania jej i umieszczenia jej w ogródku lub na ścianie teraz ludzie mają różne zboczenia.

przemo

Biedny jeleń nieźle się musiał wycierpieć leżąc tam dziesiątki godzin. Przyznam że w takiej sytuacji też nie wiedziałbym co zrobić i do kogo dzwonić. Dobrze że chociaż próbowaliście pomóc ale cóż, prawa natury są nieubłagane, ranny osobnik musi umrzeć i niestety bardzo rzadko człowiek jest w stanie mu pomóc (chyba że sam jest lekarzem)

rav

Sznurek i sam jeleń to pewnie sprawa człowieka – kłusownicy albo co.

Najgłupsze jest właśnie to “nikt nie odbierał” – albo tam nikogo nie było, albo nikomu się nie chciało.

PS Usuń “www” z mojego linku w blogrollu ;)

xena

ale się biedak musiał naciarpieć :(

marta

Wstrząsające. To nie jeleń lecz koziołek jak rozpoznałm na zdjęciu, czyli samiec sarny. Biedak z pewnością jest ofiarą kłusownika, nie ma pewnie szans na przeżcie. Szkoda, że nie udało się znaleźć pomocy. A może warto by było zawiadomić leśniczego.. Sprawa jest nowa, a leśniczy na pewno znajdzie ranne zwierzę. Czy uratuje mu życie, tego nie wiadomo…

szuman

[b]BoDeK[/b], jak z tym sznurkiem było, chyba nie dowiemy się już nigdy… [b]Przemo[/b], w rzeczy samej [b]Rav[/b], zmienione :) [b]Xena[/b], bez wątpienia… [b]Marta[/b], racja! Sprawdziłem, porównałem i rzeczywiście to nie jeleń, a kozioł sarny :) Tak to już jest, jak na codzień człowiek przebywa z dala od natury.. Z tym zawiadamianiem leśniczego, to nie do końca wiem, o masz na myśli. Na świeżo (zaraz po znalezieniu) chcieliśmy sprowadzić kogoś takiego, bo bralismy pod uwagę, że może być zarażony czymś, a później ze względu na sznurek w rogach. Ale ten znajomy leśniczy powiedział, że jeśli następnego dnia zwierzaka nie będzie, to… Czytaj więcej »

Koleś

Koleś,
Z czego Ty jesteś dumny ?
Pozwoliłeś zginąć zwierzęciu zamiast mu pomóc od razu.
Mam nadzieję, że kiedyś jakiś inny bezmózgi człowiek znajdzie Cię leżącego ze złamaną nogą i pomyśli swym małym mózgiem, że przyjdzie jutro.!!!!

marta

@ Koleś Oj, chyba jesteś trochę niesprawiedliwy w ocenie Szumana. Nie jest to takie proste pomoc rannemu , dzikiemu zwierzęciu, jeśli nie ma się z tym obycia i koniecznego sprzętu, np. zastrzyku wprowadzający go w narkozę. Już samo zbliżenie się do rannego kozła może go tak przerazić, że ten zrywając się uszkodzi się jeszcze mocniej. Jedyną możliwą formą pomocy to zawiadomienie służb leśnych, policji czy tym podobnych, a o to Szuman się starał. A co do służb leśnych to ich reakcja może wydawać się bezduszną.. poczekać, przyjść na drugi dzień, itp.. Powodów może być kilka. Jednym z nich to kłusownicy,… Czytaj więcej »

Adam

Dokładnie, Marta ma rację, @Koleś ciekawe jakbyś mu chciał pomóc?? Porównanie do człowieka jest chyba niezbyt adekwatne.