Fotografia emocji – slogan dla frajerów?

Witki mi opadają, gdy czytam wypociny domorosłych kopirajterów w tekstach reklamowych fotografów ślubnych. Fejs chyba jakąś promocję zrobił na sponsorowane posty, bo pełno mi tego fotografowania emocji ostatnio po tablicy lata.

“Fotografia emocji”

Zastanawiam się, jaki sens jest w szczyceniu się takimi banałami, jak zrobienie zdjęcia ludziom ogarniętych silnymi emocjami. Przecież każdy kretyn z aparatem jest w stanie takie zdjęcie wykonać: wystarczy wycelować we wzruszony obiekt i pstryknąć. TYLE! Oto cała tajemnica fotografii emocji.

W blogowej poczekalni, ze statusem nieopublikowanego szkicu, czeka wpis o najlepszym zdjęciu, jakie w życiu zrobiłem. Nie będę za bardzo spojlerował, ale zdradzę, że to zdjęcie zrobiłem tak szybko, jak się dało, bez większej refleksji nad kadrem, światłem i przede wszystkim zrobiłem je smartfonem. I to smartfonem ze średniej półki, a jakby tego było mało, modelem, który doczekał się już dwóch albo nawet trzech następców. I to zdjęcie ma w sobie taki ładunek emocji, że mam mokre oczy za każdym razem, gdy na nie patrzę.

Dało się? Dało się!

Więc, drodzy ślubniacy, nie pieprzcie trzy po trzy o tym, że chwytacie emocje, jakby to była tylko Wasza domena, w dodatku wymagająca tajemnej wiedzy, której nie posiadają inni. Emocje uchwyci każdy i zrobi to czymkolwiek. Powtarzam: KAŻDY. I to nawet lepiej, niż Wy, którzy sprzedaliście taką usługę w pakiecie.

Emocji nie da się zaplanować, ustawić, zaaranżować. Trzeba po prostu przy nich być z aparatem i zrobić zdjęcie. Tyle filozofii i wiedzy tajemnej. Cała reszta wynika z warsztatu fotograficznego, z umiejętności fotografowania innych tematów, niż emocje.

Zdjęcia przedstawiające rozeomocjonowanych ludzi zwykle nie mają wielkich walorów artystycznych. Są dziełem chwili, przypadku, nałożenia się chwili wzruszenia z miejscem, w którym stała osoba z aparatem. Późniejsze przekadrowanie i obróbka takiego zdjęcia mogą dodać mu smaku, ale to wciąż nie jest poprzeczka, której nie przeskoczą inni.

Oczywiście, można podzielić fotografów na tych, którzy fotografują emocje i na takich, którzy robienia takich zdjęć unikają. Jednak dla mnie bardziej świadomym działaniem, niż polowanie na emocje, jest specjalne unikanie uwieczniania wzruszeń na zdjęciach. Może to wynikać z nieśmiałości lub z wychowania nakazującego maksymalnie dyskretne zachowanie w sytuacjach, gdy kimś w naszej obecności targają emocje.

Natomiast robienie zdjęć parze młodej i jej najbliższym, których chwyciło wzruszenie, jest czymś tak naturalnym, jak fotografowanie obrączek, pocałunków, torta czy pierwszego tańca.

Chwalenie się tym, że fotografujemy emocje ma taki sam sens, jak przekonywanie klientów do swoich usług tym, że gdy pójdziecie na ślub, to będziecie fotografować parę młodą i gości. Może tak się reklamujcie. Może na potencjalnych klientów zadziała to tak, że widząc slogan “Fotografia ślubna – my uwieczniamy parę młodą” pomyślą, że powinni wybrać właśnie tego fotografa, bo inni fotografowie nie robią zdjęć parze młodej, tylko orkiestrze i obsłudze lokalu.

Można mieć refleks, można mieć intuicję i można mieć mnóstwo dowodów w postaci zdjęć na to, że rzeczywiście posiada się zdolność odnalezienia i odpowiednio szybkiej reakcji na chwilę wzruszenia u innych. Ale gdy ktoś płacze, to nie płacze przez pół sekundy, tylko trwa to znacznie dłużej – czasem na tyle długo, że można jeszcze przetrzeć obiektyw, zmienić baterię na świeżą i znaleźć lepszy kadr.

A może chodzi o emocje trwające właśnie ułamek sekundy, które gdzieś przypadkiem w zrobionej serii zdjęć udało się uchwycić? Jeśli tak, to podpowiem, jak więcej takich emocji chwytać. Wystarczy robić zdjęcia w długich seriach osobom ze sobą rozmawiającym, żartującym, śmiejącym się… Im dłuższa seria, tym większa szansa na uchwycenie przypadkowego grymasu na czyjejś twarzy, który będzie przypominał grymas wzruszenia. Tylko czy bohater takiego zdjęcia będzie sobie przypominał, że się wtedy wzruszył?

Sam zrobiłem kilka takich “wzruszonych” zdjęć, na widok których sam się podczas selekcji i obróbki wzruszałem. Później dowiadywałem się, że wzruszona w zabawie “jedzie pociąg z daleka” pani młoda miała w bucie coś, co ją uwierało, a inny “wrażliwy” pan młody na połowie zdjęć wyglądał na bardzo wzruszonego tylko dlatego, że swój wieczór kawalerski zaliczył dopiero w przededniu wesela i męczył go kac.

Subskrybcja
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Wbudowane komentarze zwrotne
Pokaż wszystkie komentarze
Damian

W tytule zdecydowanie powinno nie być znaku zapytania ;-)